Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

— 000.
— Znam! znam! Trzy okna frontu, na dole szewc. Niczego chałupka; ale o ile mi wiadomo, ta kamienica jeszcze przed kilku laty miała właścicielkę. Czekaj-no, niech sobie przypomnę, jak ona się nazywała?... Klejnowa! tak, tak, znałem ją z widzenia; piękna kobieta była! Nie wiesz pan, co się teraz z nią dzieje i dokąd się po sprzedaży domu wyniosła?
Artysta zmieszał się.
— Widzi pan dobrodziej — rzekł, — to jest cała historya, ale ponieważ przyrzekłem być szczerym, więc ją panu opowiem. Właściwie... to jest formalnie, w hypotece, pani Klejnowa figuruje dotychczas.
— Rozumiem, nie chciałeś zapewne na razie ponosić kosztów aktu i stempla.
— I tak i nie; ale niech-no pan posłucha. Pani Klejnowa ma córkę, niczego dziewczyna, nawet ładna, może ją pan kiedy widział.
— Może, ale uwagi nie zwróciłem; alboż mało ładnych dziewcząt w Warszawie! Więc cóż ta córka?
— Zadurzyła się we mnie... Nie chwaląc się, panie łaskawy, ja mam szczęście do kobiet...
— To tak jak ja za młodu. Opowiem ci kiedy najrozmaitsze moje przygody i awantury, za głowę się złapiesz. Więc, powiadasz, że się panienka zadurzyła?
— I jak! Proszę pana, takie gąski giną za artystami, zwłaszcza jeżeli brać się umiejętnie do rzeczy. Poznałem ją wypadkiem. W domu jej matki mieszka pewna jejmość, trochę moja krewna, i ma dwie córki. Otoż tam ową gąskę spotkałem, a zmiarkowawszy, że