Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

może być dobry interes, zacząłem do niej oczy przewracać, tak, jak to umiem, artystycznie.
— Takiś to figlarz, panie Aleksandrze!
— Ano, cóż robić!
— Słusznie, słusznie; a gąska ładna, powiadasz?
— Bardzo ładna aktoreczka z niej będzie.
— Jakże imię tej panience?
— Andzia. Otóż, uważa pan dobrodziej, o nią jestem spokojny. Zadurzona po same uszy, i gdybym zażądał, żeby na koniec świata poszła za mną — pójdzie bez namysłu. Jest to tak pewne, jak dwa a dwa cztery... Ale gorsza sprawa z kochaną mamunią. Baba uparta i ma różne przesądy. Za artystę córki wydać nie zechce.
— Co za dzikie uprzedzenie!
— Właśnie, i to jest główny powód, dla którego dom, chociaż już niby mój, właściwie moim jeszcze nie jest. Muszę wpierw wynaleźć sposób na mamę.
— Racya; jednak zdaje mi się, że to z łatwością nie przyjdzie. Matki miewają swoje fantazye.
— Wiem o tem; ale córki miewają także swoje. Widzi pan dobrodziej, ja jestem prawie pewny swego... Gąska mnie kocha, więc jeżeli mama trwać będzie w uporze, to weźniemy ślub potajemnie, a w obec spełnionege faktu pani mama będzie musiała pogodzić się z losem, i domek mój. Przecież córki się nie wyprze, ani jej nie wydziedziczy. Jak pan szanowny uważa mój projekcik?
Faramuziński roześmiał się.
— Genialny! słowo daję, genialny! Przyznać