Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

muszę, kochany panie Aleksandrze, że jesteś pod każdym względem skończony artysta.
— Trochę... Otoż przedstawiwszy panu z całą otwartością moje widoki na przyszłość i mój stan majątkowy, jak pan widzi wcale niezły, chciałbym poznać pańskie stanowcze zdanie co do naszej spółki. Czy pan mój projekt akceptuje, czy nie? Interes jest złoty, słowo honoru daję, a spółka ze mną lepsza niż z każdym innym artystą, gdyż nie przystępuję do niej z próżnemi rękoma. Cóż pan łaskawy o tem myśli?
Faramuziński zrobił poważną minę i zaczął bębnić po stole palcami. Kalski patrzył na niego z widocznym niepokojem.
— Jednak trzeba coś postanowić — rzekł nieśmiało.
— Widzisz, kochany panie Aleksandrze, ja jestem prawie zdecydowany, ale należy wpierw zrobić obliczenie, ile kapitału będzie potrzeba? ile ja mam dać, ile pan? jaki trzeba ułożyć budżet? naradzić się nad różnemi wydatkami. Wszak prawda?
— Zapewne, ale należy z tem spieszyć.
— Ba! ja mogę w każdej chwili, mam bowiem fundusze w papierach procentowych; ale pan swego domu nie zrealizujesz tak prędko.
— Ostatecznie, chwilowo mógłby mnie pan zastąpić.
— Zrobiłbym to niezawodnie, ale jako człowiek przezorny, całego majątku angażować na jedno przedsiębiorstwo nie chcę — byłoby to za nadto ryzykowne... Niemłody jestem, mogę zachorować, siły utra-