Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

praszam, niech mi pani przebaczy, niech mi pani pozwoli tu pozostać w tym sklepiku. Przecież zawsze płaciłam rzetelnie! Ja już okna nie żądam, odnowienia nie żądam, nic! Chcę oto tylko siedzieć w strapieniu swojem, w cichości Pana Boga chwalić, i na mizerny kawałek chleba pracować. Pani gospodyni! niech pani przebaczy, niech mnie pani biednej wdowy na bruk nie wyrzuca, bo gdzież ja się przytulę, sierota? Tyle lat przemieszkałam tu! tyle lat!
Mówiąc to otyła jejmość szlochała, a łzy spływały po jej pełnych, zaczerwienionych policzkach.
— Dla czegoż pani zerwałaś z narzeczonym? — spytała gospodyni.
— Proszę pani, byłam zaślepiona, obałamucona. Co to mężczyzna! Wiadomo, że, z przeproszeniem honoru pana Faramuzińskiego, każdy z nich Cygan; każdy... smok, dyabeł czychający na dobrą duszę... Zaczął przychodzić, przypochlebiać, a tak, a owak, mówił, że on za majątkiem nie goni, że tylko podług upodobania osoby małżeństwa pragnie, że mnie niby jako wdowie samej ciężko żyć na świecie, że on tokarz, że fach swój zna, że będzie mi poczciwym i wiernym mężem, tak, proszę łaski pani, obałamucił mnie zupełnie, tak mi w głowie zmącił, że zgłupiałam na szczęt i powiedziałam: dobrze. Kosztu sobie narobiłam i podług garderoby, i podług wesela, i przez to marne okno panią gospodynię naszą obraziłam, — a teraz ani ja męża, ani sklepiku, ani nic! że chyba do Wisły pójdę, sierota, i utopię się w wodzie...
— Dajże pani pokój tym lamentom! — rzekł Fa-