— Zapewne. Zawód, któremu pragnę się poświęcić, wymaga i podróżowania.
— Jakiż to zawód?
— Prawda, że panie nie wiecie o niczem. Nie chciałem mówić przed czasem. Nie wiem, jak długo jeszcze będę się kołatał na tym świecie, lecz bądź co bądź, postanowiłem resztkę życia przepędzić w sposób pożyteczny dla społeczeństwa. Chcę, ażeby po mojej śmierci powiedziano, że niejaki Faramuziński życia nie zmarnował i zasłużył się swoim rodakom.
— Więc cóż pan zamierzasz robić? — zapytała Klejnowa.
— Poświęcam się sztuce.
— Czy pan obrazy kupować będziesz, w celu założenia muzeum?
— Nie. Obrałem inny rodzaj artyzmu, żywszy, skuteczniej, przemawiający do duszy, aniżeli najpiękniejsze płótno mistrzów — obrałem teatr.
— Teatr!? — zawołała Andzia, — pan?! teatr?
— Czy to Andzię dziwi? czy Andzia nie podziela mego zdania, że ze wszystkich rodzajów sztuki, teatralna stoi najwyżej? Może Andzia przekona mnie, że się mylę, co?
— Przekonywać nie będę, gdyż sama tak myślę jak pan; ale pojąć nie mogę, w jaki sposób możesz pan pracować dla teatru? Przecież artystą nigdy nie byłeś?
— Gdyby mi to było wcześniej na myśl przyszło, to dla czego nie? Czuję, że mam zapał, siłę, a może i talent; ale są to aspiracye spóźnione. Nie
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/193
Ta strona została skorygowana.