Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/197

Ta strona została skorygowana.

pod Nr. 000 Smutno mi będzie bez pań, i w tem właśnie jest cała gorycz mego przyszłego zawodu. Chociaż... — dodał po chwili namysłu, — wiesz pani co? przyszła mi świetna myśl... Andzia podobno ma chęć zostać artystką...
Pani Klejnowa, usłyszawszy to, nie mogła powstrzymać się od okrzyku:
— Nigdy, przynajmniej dopóki ja żyję, nigdy!
Faramuziński spojrzał na nią znacząco. Andzia zarumieniła się, spuściła oczy i z biciem serca oczekiwała rezultatu tej rozmowy.
— Może, droga pani — zaczął Faramuziński łagodnie, — wysłuchawszy moich motywów, zmienisz zdanie.
— Po co pan tę kwestyę poruszasz? — odrzekła z wymówką. — Pan dobrze wiesz, że mi to nie sprawia przyjemności.
— Tak trzeba, tak trzeba — powtórzył z naciskiem, — decyzya naturalnie od pani zależeć będzie. Ja wiem, że Andzia lubi teatr, prawda? Niechże sama powie.
— O tak, szepnęła dziewczyna.
— I to także wiem, że gdyby tylko znalazła sposobność spróbowania sił swoich na tem polu, to skorzystałaby z niej niezawodnie. Ostatecznie, jeżeli ma talent...
Pani Klejnowa nie odpowiedziła, patrzała na zwieszające się festony dzikiego wina, jak gdyby w nich było coś niezwykle ciekawego i zajmującego.
Przez jakiś czas trwało milczenie. Faramuziń-