proszków po podwórzach... Widzisz ten dom wysoki, o trzech oknach frontu, cztery piętra?
— Widzę.
— To był dom mego dziadka. Siostra mego ojca, Petronela Faramuzińska, wyszła była za mąż za niejakiego Kacperkiewicza. Panie odpuść, co to było za małżeństwo! On do niczego, hulaka, roboty nie pilnował, na interesach się nie znał, dom, panie dobrodzieju zadłużył, obciążył, procentami się zarzynał, nareszcie i procentów płacić już nie mógł. Zlicytowali, zmarnowali, sprzedali na amen. Kacperkiewiczowa, niby moja ciotka, wpadła ze zmartwienia w ciężką chorobę. Kwękała, jęczała, płakała nad spustoszeniem swego dziedzictwa, i umarła biedaczka ze zgryzoty. On znów zaczął pić na potęgę i zapił się. Został po nich syn, sierota, niby mój cioteczny brat. Ten promował się nieźle, skończył szkoły, wszedł na aplikacyę, dosłużył się posady w Komisyi Spraw Wewnętrznych i ożenił się z panną Dąbkowską, córką swego zwierzchnika, naczelnika sekcyi. Z początku dobrze im było, postarali się o tranzlokacyę na prowincyę, do Pińczowa, ale w niedługim czasie on umarł. Wdowa wychowywała jedynego syna też nie długo, gdyż poszła za mężem — chłopiec został osierocony. To mój siostrzeniec, Franciszek Kacperkiewicz, śliczny chłopak, dziś ma dwadzieścia pięć lat, pracuje w garbarni... poznasz go kiedy... No, jesteśmy u celu, proszę bardzo...
Weszliśmy przez sień, do wielkiej średniowie-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/20
Ta strona została skorygowana.