— Gąskę?
— W rozmowie ze mną zwykle tak pieszczotliwie ukochaną swoją nazywa...
Andzia wstrząsnęła się nerwowo; ogarniać ją zaczął niepokój, obawa. Ona także kocha artystę, jest jedynaczką i matka jej posiada dom w Warszawie. Co za dziwny zbieg okoliczności podobnych! A może Faramuziński o niej samej mówi? może.... ale nie, to niepodobna!
Spojrzała na starego kawalera, pragnąc wyczytać z jego oczu myśli ukryte, lecz Faramuziński spojrzenie wytrzymał. Nie zarumienił się, nie spuścił oczu, nie zmienił wyrazu twarzy. Na ustach jego błądził uśmiech zadowolenia i dumy z wielkich zamiarów — i ten uśmiech wydał się Andzi zupełnie naturalnym. Człowiek, mający zostać dyrektorem i kierownikiem teatru, może być uśmiechniętym...
Faramuziński opowiadał dalej, recytował, jak gdyby doskonale wyuczoną rolę, wszystkie szczegóły, tak dobrze znane Andzi, historyę jej własnej miłości i odprowadzenie z teatru, przypadkowe nibyto spotykanie się w mieszkaniu ciotki, przed kościołem, na ulicy... zachęcanie do teatru, wreszcie liścik, na który odpowiedzi nie było. Chwalił spryt swego wspólnika i naiwność gąski, którą z taką łatwością olśnić się dała; wspomniał o zamiarze wzięcia potajemnego ślubu i wymożenia na matce posagu...
Pani Klejnowa ani jednem słowem nie przerwała tego opowiadania, teraz zaczęła rozumieć taktykę swego starego przyjaciela.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/200
Ta strona została skorygowana.