cznej izby, o wysokich łukowatych sklepieniach. Dokoła ścian stały piękne ławy drewniane.
Faramuziński wybrał stoliczek na uboczu, odosobniony; zresztą niewiele osób znajdowało się w izbie można było mówić swobodnie.
— Za zdrowie pańskiej sąsiadki! — rzekłem, biorąc lampkę do ręki.
— Za zdrowie!... Naturalnie, chociaż różnie bywało między nami, i różnie bywa dotychczas, choć kłócimy się nieraz ząb za ząb, ale zdrowia jej życzę. Ach! żebyś ją był widział przed trzydziestu laty! Wiadomo, że w Warszawie pięknych kobiet nie brak, ale Michalinka była z miłych najmilsza, z ładnych najładniejsza! Czoło, proszę cię, alabaster! twarz — różyczka, usta — wisienka, ząbki — perły, warkocze jak z hebanu, czarne, grube — a oko! no, jeżelim kiedy w życiu widział równie piękne oczy, to niech w ziemię wrosnę po sam pas! Jak spojrzała, to ci się od razu robiło i gorąco i zimno. Brewka śliczna, aksamitna, rzęsy długie; dodaj do tego ładny wzrost, figurkę, zgrabność, a będziesz miał pojęcie, — ale co ja mówię! wcale nie będziesz miał pojęcia, wyobrażenia mieć nie będziesz!... Nie zdaje mi się, żeby mógł istnieć na świecie człowiek, zdolny, jedynie za pomocą imaginacyi, odtworzyć sobie w myśli równie piękny i wspaniały obraz; trzeba było własnemi oczyma widzieć. Mówią, że Andzia do niej podobna. Istotnie, niby coś jest, ale gdzież jej do matki! cień podobieństwa zaledwie... a przecież Andzia za piękność uchodzi, wszyscy tak utrzymują, a ten wisus, mój siostrzeniec, Franuś Kacperkiewicz, naj-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/21
Ta strona została skorygowana.