Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

Andzia zarumieniła się na wspomnienie tego nazwiska.
— Cóż on nas obchodzi? — zapytała pani Klejnowa.
— Zapewne, że nie, ale, bądź co bądź, znajomy, kuzyn najbliższej pani sąsiadki. Miałem od niego list.
— List?
— Tak, pisze właśnie z Kalisza, bo tam znajduje się trupa, w której on jest; pisze, że ma powodzenie, że dostał od publiczności bukiet, że przepadają za nim...
— Jest też za czem! — wtrąciła Klejnowa, ramionami wzruszając.
— Widać że jest, skoro szaleją.
— Zkąd tytuł do korespondencyi z panem?
— Trwa ciągle w tej myśli, że założymy dyrekcyę i właśnie donosi mi, że będzie miał fundusze.
— Żeni się bogato?
— Tak. Jest to sposób stary, ale dobry. Mój niedoszły wspólnik trzyma go się stale. Obecnie znalazł znowu kandydatkę, którą zamierza uszczęśliwić.
— Proszę!
— Jest to wdówka, osoba niemłoda, ale w pełni sił... podobno ma kapitał i sklep wcale nieźle procentujący.
— A czy zechce wyjść za niego?
— Już są po słowie, w karnawale ma być ślub; właśnie zaprasza mnie na wesele, i życzy sobie, żebyśmy przy tej sposobności zawarli kontrakt.