Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

— Macie głupstwo zrobić — powtarzała pani Kubikowa, — zróbcież je mądrze.
Dziwna to na pozór sentencya, ale głęboka, poczerpnięta z filozofii niedoli, wyniesiona z tej szkoły, która nauczyła biedną, opuszczoną przez męża kobietę, utrzymać się i wychować dzieci za pomocą dziesięciu palców i jeszcze coś na czarną godzinę odłożyć.
Gdy orszak ślubny do kościoła przyszedł, śmiały się baby w kruchcie, że pannę młodą wiatr zdmuchnie, taka jest wątła i szczupła, ale i oblubieniec pokaźniej nie wyglądał. Oboje mogliby służyć za zakładki do jakiej wielkiej księgi, a pomimo to czuli się silnymi i patrzyli przyszłości w oczy śmiało, a jak pani Kubikowa mówiła — bezczelnie.
— Nie dam wam na wesele — rzekła — wina ani cukrów, a za pieniądze, które bym na to wydać miała, kupcie sobie mięsa i soli. Szaleńcy jesteście oboje, głowy wam ogolić, w kaftany ubrać; pomimo tego niech wam Bóg błogosławi, kochajcie się i oszczędzajcie.
Tak też robią.
Mieszkanie mają niby klatkę, żywią się jak kanarki, pracują jak konie dorożkarskie, ale proszę ich zobaczyć na ulicy! Młody summogrado wygląda jakby z pudełeczka wyjęty, a na bladej jego towarzyszce wisi tyle błyszczącyrh dżetów, że dziwić się należy, jakim sposobem filigranowe jej kosteczki mogą taki ciężar utrzymać!
On od rana idzie do biura, ona na lekcye, scho-