Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

— Wiesz со? — rzekł po chwili, — historya moich oświadczyn jest dość dziwna. Pierwszy raz, kiedy jeszcze była panną, wystąpiłem nieśmiało, delikatnie; ona spuściła oczka w ziemię, słuchała zapłoniona, drżąca, odpowiedziała mi słodziutko, delikatnie, szeptem, ze łzami prawie... Ach, jaka była śliczna w tem zakłopotaniu! jaka śliczna! Obraz, powiadam ci, kopersztych, posąg z białego, trochę zaróżowionego, marmuru! Odpowiedziała: — „Panie Faramuziński, mnie to boli, mnie przykro, ja oceniam pańskie uczucie, pańskie przywiązanie, i gdyby moje serce było wolne... ale, powiada, ja już kocham, bardzo kogoś kocham.“ Przykra rzecz, zrobiło mi się gorzko, jak gdybym funt tureckiego pieprzu zjadł, ale cóż poradzić, skoro ona kogoś kocha? Westchnąłem z żalu, że to kochanie innego uszczęśliwić miało, i życzyłem jej jak najlepszej doli w przyszłości. Rozstaliśmy się po przyjacielsku, w zgodzie, i ona wyszła za Klejna. Byłem na weselu, tańczyłem nawet, chociaż mi się łzy w oczach kręciły; a nad ranem, kiedy się już widno zaczęło robić, ogarnęła mnie taka pasya, taki żal, taka zawziętość, że jak puściłem się z panną młodą mazura, jak zacząłem wybijać hołubce, to powiadam ci, podłoga się trzęsła, szyby drżały, zdawało się, że dom runie. Wszyscy mówili: „Patrzcie, patrzcie, oto tancerz! oto życie, oto ogień!“ — Nie prawda: nie tancerz, nie życie, nie ogień, ale rozpacz i wściekłość takiego mazura tańczyły! Klamka zapadła, Michalinka została mężatką, a moje marzenia, nadzieje, widoki szczęścia perdu. Radzili mi, żebym się ożenił na złość, alem nie chciał, nie mogłem.