wanym szeregiem wykrzykników ogłaszał bieżące ceny produktów targowych na Ordynackiem, z pełnemi erudycyi komentarzami.
Z początku na człowieku, nieprzyzwyczajonym do takiego sposobu wymiany myśli, chórek ten robił dziwne wrażenie.
Zdawało się, że jednocześnie ktoś szyje na maszynie, sypie szklanne paciorki na tacę i coś sieka, ale ostatecznie można się było z tem oswoić i pojedyncze głosy chóru rozróżniać.
To też gdy zeszło się towarzystwo, złożone z kilku osób, a szczególniej pań, które, jak wiadomo, mają zawsze coś do powiedzenia, w saloniku był gwar niezmierny i pani Macióbska (przez ó) mogła z czystem sumieniem twierdzić, że w jej domu wybornie się bawią.
I rzeczywiście. Umiano tam nawet tańczyć.
Zapewne, w obec tylu mistrzów, udzielających lekcyj „najniezbędniejszych tańców“ osobom obojga płci, do pięćdziesięciu lat wieku włącznie, umiejętność tańczenia rozkrzewiona jest w Warszawie w stopniu, o ile się zdaje, wystarczającym na potrzeby ludności, więc że tańczono niekiedy i u pani Maciupskiej dziwić się niema czemu. Były w domu dwie panienki, był fortepian, bywała młodzież, a że z tych elementów, z dodatkiem herbaty i serdelków, wytwarzają się właśnie „niezbędne“ tańce salonowe, to wiadomo; ale trudniej mieści się w głowie, żeby można urządzić herbatę tańcującą w pokoju, który miał osiem łokci długości, a siedem szerokości...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/240
Ta strona została skorygowana.