jasne, ułożone bardzo misternie, z grzywkami, czubkami i różnemi figlami, na określenie których, trzebaby studyować encyklopedyę wiedzy fryzjerskiej, przynajmniej przez siedm lat z rzędu. Siostrzyczki byłyby podobne jedna do drugiej, jak dwie krople wody, gdyby nie rozmaity kształt nosków.
Panna Helena, co właśnie wzbudzać mogło zaufanie do jej ortografii, miała nosek prosty, kształtny, cokolwiek garbaty, lecz bardzo foremny w stylu, dajmy na to korynckim, a nosek panny Zofii był rococo. Pogardziwszy klasycyzmem, zadzierał się figlarnie do góry i nadawał fizjonomii swej właścicielki wyraz nieustannej wesołości. Ten nosek śmiał się i zdawał się pomiatać nietylko ortografią, ale wszystkiem wogóle, co ma związek z jakąkolwiek systematycznością, regułą, zasadą.
On śmiał się w kościele, na zabawie, na cmentarzu, nawet wówczas, gdy oczy zachodziły łzami.
Czasem tylko w ważniejszych momentach życia, gdy panna Zofia studyowała świeży żurnal, nosek jej nabierał powagi, ale na krótko, bo jeżeli żurnal przynosił coś ładnego, nosek śmiał się z zachwytu, w przeciwnym razie wyrażał niezadowolenie takim komicznym grymasem, że panna Helena i sama pani Maciupska wybuchały śmiechem...
Starsza siostra robiła suknie, do czego, jak wiadomo, potrzebny jest umysł poważniejszy i systematyczny, zdolny do kombinowania i pojmujący głębię paryskiego kroju i zagadki centymetrów, — młodsza zaś stroiła kapelusze.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/242
Ta strona została skorygowana.