Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/249

Ta strona została skorygowana.

Pani Maciupska przypomniała sobie, że ma gości.
— Ach! doprawdy! przepraszam państwa, najmocniej przepraszam — rzekła, wróciwszy do saloniku... — zabawa nam się przerwała, ale taki smutny wypadek w sąsiedztwie. Coś okropnego i wyobraźcie sobie państwo, że tak się stało prawie nagle, że jeszcze onegdaj ją widziałam... i nie ma sposobu, żeby na to poradzić...
Z opowiadania pani Maciupskiej i kilku innych pań, które pośpieszyły jej z pomocą, z powodzi wykrzykników, niedokończonych zdań, przerwanych w połowie wyrazów, można było znowu o tyle o ile zrozumieć, że chodzi o Julkę; że ta Julka ma siedm lat życia, i że jest córką biednej wdowy zamieszkałej w tymże samym domu i że wreszcie ta wdowa przed kilkoma godzinami umarła. Była już oddawna chora i bardzo wynędzniała; nikt jej długiego życia nie wróżył, ale też nie spodziewano się, że skończy tak prędko. Onegdaj jeszcze widziano ją, jak szła do miasta. Była bardzo blada, trzymała się ściany, a co parę kroków zatrzymywała się, aby odpocząć, lecz nikt na to bliższej uwagi nie zwracał. Wiadomo, że kto chory, ten szybko nie biega i musi się zatrzymywać, ażeby odpocząć.
Wczoraj zrobiło jej się bardzo niedobrze, zupełnie z sił opadła, a dziś... już nie żyje. Zajęli się zmarłą lokatorowie, złożyli trochę pieniędzy na koszta pochowania, a Julka płakała, długo płakała i wreszcie