Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

przybyła do pani Maciupskiej. Nieraz bywała tu, jeszcze za życia matki.
Panienki lubiły ją, dawały jej gałganki i skrawki na suknie dla lalki, czasem bułkę, albo i dwie, bo dziewczyna miała nienasycony apetyt... W nieszczęściu, biedne dziecko, jakby instynktem wiedzione, przyszło tu, bo gdzież miało przyjść? Od frontu mieszkają lokatorowie bogaci, których takie drobiazgi nie wiele obchodzą, w oficynach zaś przeważnie biedacy, obarczeni liczną dziatwą, i, prawdę powiedziawszy, sami nieraz nie mają co jeść. Pani Maciupska dała do zrozumienia, że w całej kamienicy ona tylko jedna jest osobą średnio zamożną Nie ma zawiele, ale też nie doznaje braku.
Zawsze co pracownia, to pracownia, zwłaszcza w takim punkcie!
Zachodzi jednak pytanie, co zrobić z dziewczyną? Jest już ona tak duża, że może ubierać się i jeść: a zarazem tak mała, że nie potrafi pracować.
Najniepraktyczniejszy wiek!
Zdania się krzyżują; jedni radzą starać się o umieszczenie Julki w Towarzystwie dobroczynności matka trzech córek dowodzi, że na popychadło do saskiego sklepiku ta dziewczyna jest bezwarunkowo za mała, pani od węgli zgadza się z tym poglądem i dorzuca, że w składzie materyałów opałowych nie widzi karyery dla takiego bębna. Jest to jedna z trudniejszych branży handlowych, wymaga znajomości rachunków i pojęcia o wadze dziesiętnej — wymaga głowy!
Kiedy rozmowa toczy się w najlepsze, panna Zo-