Mieszkał... gdzie ten człowiek nie mieszkał!
Przed laty czterdziestoma, trzydziestoma jeszcze na Bielańskiej, Długiej, Miodowej... później przez dłuższy czas na Kapitulnej, Piwnej, na Wązkim Dunaju, wybierając uliczki coraz węższe, a piętra coraz wyższe... nareszcie i ztamtąd się wyniósł. Widywano go przez jakiś czas na Tamce, na Solcu, aż wreszcie na Furmańskiej, Dobrej, Zajęczej, Lipowej, a później już go wcale nie widywano.
Miał on w swojej postaci, w ruchach, w wejrzeniu bystrych piwnych oczu coś niezwykłego i kto go raz ujrzał, ten już rysów jego nie mógł zapomnieć.
Od ludzi stronił, przyjaciół nie miał, nigdy nie widziano go w towarzystwie; po ulicach, po ogrodach publicznych chodził zawsze sam jeden, z głową podniesioną dumnie, w starym kapeluszu na bakier, a wytartą swoją almawiwę nosił z taką dumą, jak grand hiszpański.
Mężczyzn mierzył od stóp do głowy hardem, zawadyackiem spojrzeniem, względem kobiet był uprzedzająco grzeczny. Choćby był najbardziej zmęczony i osłabiony, zrywał się z ławki, gdy spostrzegł, że kobieta chce usiąść, niejedną obronił od nieproszonej zaczepki, a najszczęśliwszym się czuł, gdy mógł wyświadczyć której jaką drobną grzeczność, podnieść upuszczoną chustkę, ułatwić przejście w tłoku... Wtenczas surowa zazwyczaj twarz jego ożywiała się uśmiechem, a oczy nabierały pełnego łagodności wyrazu...
Nazywał się... a i cóż po tej wiadomości? Nazwi-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/256
Ta strona została skorygowana.