Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/26

Ta strona została skorygowana.

ten obraz stoi przed oczyma, jeszcze go widzę. O mało nie zemdlałem, ale ona nie straciła głowy, ona jedna! Rozesłała na wszystkie strony po doktorów i to po najsławniejszych. Leczyli go, zszywali, łatali, wyjmowali z niego pogruchotane żebra. Na samo wspomnienie zimno się robi. Blizko trzy miesiące męczył się nieborak, aż nareszcie Bóg się zmiłował i położył kres cierpieniom, które nie do zniesienia były. Umarł tedy Klejn, pochowali go, a pani Michalina została sama z Andzią, no i ze mną także, bo nieboszczyk, który z całą przytomnością umysłu życie kończył, przed śmiercią prosił mnie i zaklinał, żebym się zaopiekował wdową i sierotą. Ma się rozumieć, żem pragnął obowiązek ten najsumienniej i najuczciwiej spełnić; ale nie tak to łatwo z panią Klejnową dojść do ładu. Zaraz w pierwszym tygodniu po pogrzebie, sprzeczkę z nią miałem o stróża, który wielki koronny pijak był i częściej przesiadywał w kozie niż w bramie. Ja mówię: „Wypędź pani Onufrego na cztery wiatry, bo gałgan jest i pijak“, — a ona odpowiada: „Nie wypędzę, on się poprawi; był za nieboszczyka, niech będzie i za mnie.“ Spolitykowałem, zmilczałem, bo cóż było robić? Chce trzymać pijaka, niech go trzyma, skoro taka jej wola... ale mniejsza o to, miałem ja co innego w głowie...
— Domyślam się.
— Nie wielka sztuka dorozumieć się. Jak ona wyglądała w żałobie! Malowidło dalibóg. Dwadzieścia ośm latek, róża kwitnąca, jabłuszko dojrzałe, nie cukierek to już, nie ciasteczko, ale tort, tort co się zo-