Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

klimat jest chłodny... bardzo chłodny.. I znów powtarzała się ta sama historya... Albert znów mi pomagał, a ja... znowu źle robiłem. W Warszawie mnie już znali, nie mogłem dostać roboty. Wyjechałem na prowincyę, znalazłem obowiązek w dużym, magnackim ogrodzie. Tam byłem kilka lat, nie widziałem Alberta...
Znowu wychilił kielich i drżącym głosem opowiadał dalej.
— Po kilku latach objąłem miejsce gdzieindziej, ożeniłem się, i... było mi dobrze, nawet przestałem pić... ale smutno mi było... Tułałem się ciągle po prowincyi, to tu, to tam, i dopiero po latach kilku powróciłem do Warszawy, przyszedłem pieszo, bo nie miałem za co przyjechać... i nie potrzebuję dodawać, że wyglądałem jak kanalija... Mój tużurek był okropny, kapelusz straszny, a buty... buty prawie już nie były.. Szukałem Alberta na dawnem mieszkaniu — nie mieszkał; pytałem ludzi, czy nie wiedzą — nie wiedzieli; znalazłem wreszcie... Mieszkał na Solcu. Biedny Albert! Był bardzo blady i zeszczuplał. Zamiast dawnego mieszkania, miał jeden pokój, na facyatce; zamiast mebli — żelazne łóżko i jeden stolik... siedział przy tym stoliku i jadł chleb z rzodkwią.. Biedny Albert! Gdy mnie zobaczył zbiedzonego i obdartego, nie powiedział, żem kanalija, tylko przestał jeść i oddał mi swój chleb, który pożarłem jak wilk, potem patrzył na mnie bardzo smutno i rzekł: — Wiktor, ja już mam tylko dwa garnitury, a pieniędzy bardzo mało, jeszcze się z tobą podzielę, ale to już raz ostatni, potem nic nie będę mógł zrobić dla ciebie... Kazał mi położyć się na