Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

walce pojęć i ideałów, czuł i cierpiał nie za miliony, lecz za siebie samego.
Czuł, że mu jest ciepło lub zimno, a cierpiał... gdy go zęby bolały.
Nigdy nim nie wstrząsnęła wielka namiętność, nic go nie targnęło za serce, nie nadszarpnęło mu nerwów...
Dusza w nim drzemała. Spokojnie przeszedł przez szkoły, przez aplikacyę, urzędowanie, spokojnie z żoną żył i córkę kochał spokojnie.
Można go było porównać do pociągu towarowego, który w umiarkowanem tempie mijał stacye życia, bez wykolejenia się, bez wyjątku, ściśle według rozkładu jazdy... Oto zbliża się już do stacyi krańcowej, zahamuje się, wypuści resztę pary i stanie. W kancelaryi stacyjnej zanotują, że nr. 77 odbył drogę w porządku, według przepisów i — na tem koniec.
Pan Michał znał swoją marszrutę, umiał ją na pamięć. Wiedział, że gdy się przytoczy do stacyi, zwanej emeryturą, to pozostanie mu jeszcze kurs honorowy po szynach filantropii, urząd przy kasie groszowej, albo zupie rumfordzkiej — a potem już nic.
W programie tego spokojnego i systematycznego człowieka było także wydanie córki za mąż.
Dziewczyna liczy dopiero lat szesnaście, lecz konkurenta już ma. Stara się o nią młody człowiek, posiadający pewne widoki przyszłości i milczącą aprobatę rodziców. Czy go uczucie prowadzi do małżeństwa, czy córka to uczucie podziela, niewiadomo i co prawda; jest to kwestya podrzędna. Młody człowiek