Matka czekała cierpliwie na wiadomość o córce... przychodziły one co parę tygodni pełne zachwytów i nadziei.
Nie chcąc mężowi i córce tak miłych chwil zatruwać, pani Michałowa nie donosiła im, że wciąż słabnie, że siły ją opuszczają i że z każdym dniem gorzej wygląda. Nie donosiła również, że z początku przychodził do niej jeden doktór i zapisywał dużo lekarstw, i że później ten doktór wezwał jeszcze dwóch innych, którzy nic nie zapisali i powiedzieli, że cierpienie przejdzie.
I nie omylili się — przeszło... wraz z życiem.
Mąż i córka nie mogli zdążyć na pogrzeb, opłakali stratę pani Michałowej i pozostali jeszcze w kraju sztuki, który z dziwną łatwością pochłaniał kapilik i wartość trzeciej części domu na Podwalu.
Jeden banknot gonił za drugim, sztuki złota topniały jak w tyglu, pomimo oszczędności i skromnego życia.
Wreszcie pewnego dnia zdawało się panu Michałowi, że w zeszczuplałym pugilaresie widzi złowrogie dwa wyrazy: „dokończenie nastąpi“ i że ma już przed sobą ostatnie kartki „wycieczki pod italskie niebo“.
Powrócili do kraju z nadziejami, opartemi na kilku reporterskich wzmiankach włoskich gazet, wreszcie na tytule „śpiewaczki teatru La Scala“ wydrukowanym na biletach wizytowych Amelci.
I na tem nie poznała się Warszawa.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/280
Ta strona została skorygowana.