tył głowy wypłowiały kapelusz, gryzie rączkę od laski, gryzie wąsy, gdyby mógł, sam siebieby zgryzł...
Niegdyś był to ładny mężczyzna, dziś zaledwie ślady urody tej pozostały. Włosy i wąsy mają barwę wypłowiałą, prawie popielatą, oczy są podkrążone, a na policzkach i na nosie rozciąga się siateczka drobnych nitek ciemno-czerwonych, siateczka bardzo gęsta, zdaleka wyglądająca, jak plama.
Alkohol w ten sposób ozdabia swoich czcicieli.
Pan Damazy patrzy na ruch uliczny, ściga ludzi wzrokiem, znajomych twarzy szuka, a patrzy tak, że aż w rodzaj snu hypnotycznego zapada.
Budzi go turkot. Omnibus hotelowy przywozi gości z kolei. Jakby poruszony niewidzialną sprężyną, pan Damazy zrywa się, biegnie, na przybyłych patrzy.
Cóżby dał za jednego nowicyusza z prowincyi, za niedołęgę, któremu mógłby usługi swe ofiarować!...
Gdzie niedołęgów dziś szukać? wszystko starzy bywalcy...
Wraca pod werendę i wpada w kontemplacyę...
Zbrzydło mu pośrednictwo, plunąłby na nie i został chętnie... ale czem?
Szwajcarem ot naprzykład w jakiem biurze... pyszności posada! na zimę zwłaszcza... siedzi się w cieple, chodzić nie potrzeba... aha, no albo ekonomem na wsi, ten urząd ma również swoje powaby, jest ruch, powietrze, chleb razowy i kwaśne mleko: ach, chleb razowy!...
Widzi się w marzeniu, już to jako spasły szwajcar, już jako zamaszysty ekonom, zdaje się, że mógł-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/296
Ta strona została skorygowana.