Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/297

Ta strona została skorygowana.

by ręką dotknąć te postacie... ale cóż to za metamorfoza!
Z ekonoma i ze szwajcara robią się motki konopne, a niewidzialna ręka sznur z nich kręci... Sznur, wyraźnie sznur, szary, mocny, z taką pętlicą na końcu, że się w nią akurat głowa zmieści...
Przebudził się, westchnął... i znowuż błądzi wzrokiem po ulicy...
Szanowny Jankiel Dawid Parasol ma słuszność, a paradoks jego głosi prawdę. Częstokroć życie ludzkie jest to tylko kawałek licytacyi... in minus.


KONIEC TOMU PIERWSZEGO.