Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

przyjść nie dałem. Myślę sobie: przekonam ją, upokorzę, zawstydzę, otworzę jej oczy, że przejrzy nareszcie, zrozumie, że dobra jej pragnę...
— A ona?
— Ona? O! nie pozostała mi dłużna w odpowiedzi. Krzyknęła na mnie, jak na swego Azorka, oczy jej się zaiskrzyły, twarz zaczerwieniła i dopiero jak zacznie, jak zacznie: „A to pan, powiada, taki jesteś przyjaciel, taki życzliwy, tak to cenisz pamięć nieboszczyka, że mu chcesz żonę zabierać? co?“ Tłómaczę się, powiadam: nieboszczyka cenię, masz pani najlepszy dowód, że póki żył, ja nie zdradziłem niczem com czuł, com myślał, co w mojem sercu się działo, pary z ust nie puściłem, nie szepnąłem pani ani jednego słówka... Ledwiem to wymówił, jak ta się zerwie, jak skoczy na środek pokoju, i dopiero do mnie: „Proszę! nie zdradzałeś pan swoich romansowych sentymentów, nie szeptałeś do mnie! co za łaska! A czy panu się zdaje, że pozwoliłabym na to? czy jestem podobna do takiej, do której można szeptać?... Niech no by kto spróbował!! Jabym do męża na skargę nie poszła, ani go o pomoc nie prosiła, umiałabym się obronić sama od takiego, któryby się szeptać ośmielił! Języka w ustach by zapomniał! Szeptać! proszę ja kogo, trzeba wiedzieć, do kogo się szepcze... „Ha! cnota, widzisz, cnota silna, warowna jak forteca... Wyszamerowała mnie tak, że istotnie sam nie wiedziałem co mówić, zabrałem kapelusz i uciekłem jak zmyty. Zatrzymała mnie w progu i rzekła: „Niech no pan swoją drogą jutro na herbatę przychodzi, tylko proszę o niepotrze-