dziesiąty, piętnasty, setny... a ja zawsze jeden, zawsze samotny. Mówiłem przecież do niej: „Pani Andzia zamąż pójdzie, pani zostaniesz sama jedna, opuszczona, będziesz siedziała w kamienicy jak grzyb!“ — a ona na to: „Pan też siedzisz jak grzyb i dobrze panu jest.“ „Wcale nie dobrze, mówię, bo mi smutno.“ „A mnie nie, powiada, mnie wesoło.“ Wesoło jej! słyszysz? Mnie dyabli biorą z gniewu, a jej wesoło! Są chwile, w których niecierpię, nienawidzę tej baby, jestem na nią tak zły, że powiadam, powiadam... ale dla czego nienawidzę, dla czegom na nią zły?... bo ją od tylu lat kocham... no, tak, kocham, czegoż się wstydzić?
Duszkiem lampkę wychylił, machnął ręką, wstał z ławy.
— No, no — rzekł — może jeszcze nie koniec życia... zobaczymy kto zwycięży?
— Dałbyś pan pokój tym zamiarom — wtrąciłem — do czego to podobne? Zapomnij o nielitościwej sąsiadce i zostaw ją własnemu losowi, a sam pocieszaj się jak możesz. Nie jesteś pan biedny, możesz sobie i na zbytek nawet pozwolić. Pojedź za granicę, zabaw się, świat zobacz, a jeżeli koniecznie pragniesz ożenić się, toć Warszawa duża, panien w niej jak maku. Niejedna chętnieby wyszła za pana, i byłaby jak najlepszą żoną... tylko otrząśnij się pan trochę ze starych sentymentów. Jesteś pan jeszcze w sile wieku, niejednej kobiecie możesz głowę zawrócić, tylko energii trochę! ostro, wąsy do góry i przekonać Klejnową, że...
Spojrzał na mnie bystro, i wziąwszy za klapę od tużurka, zapytał:
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/33
Ta strona została skorygowana.