— Józefie! Józefie!
Stróż w górę spojrzał.
— Mama was woła.
— Idę panieneczko, wnet idę.
Za chwilę Józef się stawił na pierwszem piętrze, w pokoiku, skąpo oświetlonym przez jedyne okno wychodzące na schody. Pokoik ten, właściwie przedpokój, służył pani Klejnowej za jadalnię i za gabinet do przyjmowania interesantów. W nim przepędzała cały dzień. Z tego pokoju wchodziło się do niewielkiego saloniku o dwóch oknach, a za nim znajdował się pokój sypialny. Okna obudwóch tych pokojów wychodziły na front, i widać z nich było ruchliwe życie ulicy. Dzięki temu panował w tem mieszkaniu ciągły szum. Turkot dorożek i wozów bez ustanku wyprawiał szyby w drżenie; echa kłótni i sprzeczek tu dolatywały z ulicy. Pani Klejnowa z córką przyzwyczaiły się do tego gwaru; nie przeszkadzał on im rozmawiać, pracować, grać lub zajmować się niekiedy lekką lekturą. Pani Klejnowa za nic na świecie nie opuściłaby tego mieszkania, gdyż była przekonana, że w całej Warszawie wygodniejszego, lepszego i weselszego nie ma. Pokoiki, które zajmowała z córką, umeblowane skromnie, dość gustownie, utrzymane były we wzorowej, pedantycznej czystości. Posadzka świeciła się jak zwierciadło, na stołach, na krzesłach najbystrzejsze oczy nie dostrzegły pyłu lub plamki. Obicia na ścianach, chociaż nie nowe, wyglądały tak jakby je wczoraj nalepiono. Na oknach ozdobionych firankami śnieżnej białości, stały doniczki roślin pospolitych, lecz pielęgnowa-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/41
Ta strona została skorygowana.