Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

artystów. Lubiła też wiedzieć, kto jest w teatrze, jak ubrany, i ze szczególną uwagą przyglądała się sukniom artystek. Andzia natomiast podczas widowiska wzroku oderwać nie mogła od sceny... zapalała się, entuzyazmowała, oczy jej były pełne blasku, czarne brwi ściągnięte, usta wpółotwarte, pierś podnosiła się niespokojnie. Mogłoby się zdawać, że zapomina o całym świecie, że gotowa jest skoczyć z galeryi, wpaść pomiędzy aktorów i zawołać: „Czekajcie! ja to lepiej od was potrafię...“
Matka nie spostrzegała tego nadzwyczajnego zachwytu, i to także dla niej było obce, że ów zapał datuje się od niedawna, że zrodził się i powstał zaledwie przed pół rokiem. Nie dostrzegała też tego, że Andzia bywa niekiedy dziwnie zamyślona, i że często odwiedza lokatorkę, zajmującą na temże samem piętrze dwa pokoiki w oficynie. Drzwi od tego lokalu wychodziły na ganek z galeryjką drewnianą, ciągnącą się wzdłuż całej oficyny — i znajdowały się o kilka łokci zaledwie od drzwi mieszkania pani Klejnowej. Lokatorka i córki jej, oraz od czasu do czasu przybywający kuzynek, lubili przesiadywać na ganku, zwłaszcza w lecie, gdy w nizkich pokoikach było gorąco i duszno. Andzia też znaczną część dnia przepędzała na ganku z robótką, a z córkami owej lokatorki znała się prawie od dziecka...
Pani Klejnowa co rano odbywała konferencyę ze stróżem. Zawołany przez lufcik Józef przychodził z ulicy, stawał w pierwszym pokoju przy drzwiach,