Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

a zdawszy relacyę, otrzymywał szklankę herbaty, którą wypijał, przez uszanowanie dla pani, na schodach.
— Jak się macie Józefie? — witała gospodyni swego cerbera.
— Bogu dziękować, do nóżek pani gospodyni upadam.
— Cóż słychać?
— Bogu dzięki, nic — tylko kawaliry jeszcze nie przyszli i nie nocowali w domu...
— A cóż mnie to obchodzi! mój Józefie.
— Wiadomo, że pani gospodyni to wszystko wraz, jeno do tego się mówi, że o pieniądze się dziś nie upominałem, jako że ich nie ma. Chyba pani gospodyni kartę wywiesić każe.
— Poczekamy jeszcze, może się namyślą i zapłacą.
— Ehe! oni też także podobne do zapłaty, jak ja... do panny młodej, to proszę łaski pani gospodyni, lekki naród... wiatrem żyje, a dla człowieka nietylko, nie przymawiając, dziesiątki, ale słowa poczciwego nie ma. Po sprawiedliwości mówiący, panowałoby takich lokatorów w harmatę nabić i wystrzelić...
— Cóż tam więcej?
— Bogu dzięka nic, jeno u Kulasińskiego piec się rozwalił...
— Ciągłe szkody! Jakim sposobem mógł się piec zawalić?
— Po prawdzie pani powiem. Onegdaj gości mieli i w porządnej kompanii zabawili się krzynkę.