Któryś nogą zawadził... że zaś pieczysko stare i kruche, to się i rozleciało...
— Ja reperować nie myślę. Umieli popsuć, niechże umieją naprawić.
— Zawdy trza zduna sprowadzić, raz według tego, że szewcy pieca nie sporządzą, bo na to szewcka głowa je nic potem, a po drugie, że i na drugiem piętrze u emeryta kuchnia dymi...
— Znowuż! przeszłego roku naprawiana...
— Prawda to jest, ale że dymi, to dymi jak na urząd. Emeryt całkiem się zbuntował, i powiada, że na pani koszt nową kuchnię postawi, zaś niby jego żona nic nie mówi, jeno ciągle płacze, a sługa powiedziała, żeby sobie od pierwszego szukali innej, bo, powiada: „ja też jestem na ten przykład bozkie stworzenie i nie chcę być uwędzona jak śledź...“
— Co kłopotów z tym domem! co kłopotów!... już nawet nie chcę pytać o więcej...
— Ha! więcej to Bogu dzięka już nic, jeno rewirowy przykazował, że ma być jakaś kara, niby za sługę, co przez praśportu meldowana i jako też książeczki nie ma... i to jeszcze byłoby bajki, jeno, że cości kiedyś zmalowała w jenszej służbie i ma cztery tygodnie kozy...
— Kara?
— A jużci kara, coś o dziesięciu rublach rewirowy opowiadał.
— Ani myślę płacić, ani mi się śni! za co?
— Jak ta sobie pani gospodyni miarkuje, nie moja na to głowa... Najlepiej, żeby pani gospodyni
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/45
Ta strona została skorygowana.