więc lekcyj nie brakło, i blade dziewczyny znosiły czterdziestówki, a nawet od zamożniejszych uczenic dwuzłotówki, i oddawały matce do przechowania.
Przed kilku laty pani Petronella otrzymała list od swego małżonka. Donosił, że jest w obowiązku, o dziesięć mil za Żytomierzem, że jest zdrów, ale tęskni, że jest skruszony i chciałby do żony i do dzieci powrócić.
Pani Petronella przez trzy dni chodziła jak struta, nie mogła ani jeść, ani spać, opuściła nawet kilka lekcyj, co jej się od lat dwudziestu ani razu nie zdarzyło, wreszcie czwartego dnia, gdy córki z domu wyszły, zamknęła się na klucz i napisała list następujący:
„Żeś pan za Żytomierzem, to mi obojętne, bądź pan sobie nawet o dziesięć mil za Portugalią, a jeżeli się panu podoba, to i w Antypodach. Żeś pan zdrów, to dobrze, ja nikomu choroby ani śmierci nie życzę; żeś pan skruszony, dziwię się i myślę, że chyba moczono pana przez kilka lat w occie siedmiu złodziejów. Powrotu pańskiego się nie lękam; dobrzy ludzie poradzili mi co zrobić, i mam separacyę. Jako panicza, który żonę i dzieci opuścił, konsystorz wzywał pana na sprawę przez gazety. Nie raczyłeś pan przybyć, i obeszło się. Córki pańskie są zdrowe, wszystkie trzy pracujemy na kawałek chleba i niczyjej czułości, ani łaski nie żądamy. Nie załączam panu uszanowania, boś go nie wart, ani ukłonów, ponieważ takim sumogradom jak pan kłaniać się nie myślę. Ten mój list jest ostatni i proszę do mnie więcej nie pisywać. — Petronella“.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/59
Ta strona została skorygowana.