z dżetów. Do tego będzie parasolka nowa, rękawiczki nowe, i ponieważ wieczorem może być chłodno, więc leciutkie okrycie na rękę.
Podczas ubierania się, decyzya ulegała jeszcze wielokrotnym modyfikacyom i poprawkom; suknia popielata i granatowa były wyjmowane z szafy i przymierzane, ale w obec zalet czarnej, poszły napowrót na kołek.
O siódmej Andzia gotowa już do wyjścia, zapinała rękawiczki, a matka patrząc na nią, pomyślała, że siostrzeniec Faramuzińskiego ma gust, i że długo szukaćby musiał, chcąc znaleźć równie ładną dziewczynę nietylko na tej ulicy, ale nawet w całej parafii Panny Maryi.
— Oby jej Bóg dał tyle szczęścia ile urody! — pomyślała w duchu...
Andzia rzuciła się matce na szyję.
— Do widzenia mateczko — rzekła. — Proszę być o mnie spokojną.
— Czemu ty się Andziu tak śpieszysz? Dopiero śiódma dochodzi.
— O mateczko! nim zajdziemy, upłynie kawałek czasu. Podobno śliczną sztukę dziś grają, nie chciałabym się spóźnić...
— No idź, idź kochanie.
Andzia pobiegła do sąsiadek.
Pani Kubikowa już była w całkowitym rynsztunku. Wysoka, niezmiernie szczupła, w kapeluszu pod brodę zapiętym, w wielkim szalu francuzkim zarzuconym na kościste ramiona, wyglądała jak na sztorc posta-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/84
Ta strona została skorygowana.