Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

Osobliwość, słowo daję! Teraz gotowa jestem założyć się, że Mani pięciu guzików u rękawiczek brakuje.
— Tylko dwóch mamo — odezwał się głos z drugiego pokoju — i właśnie pierwszy kończę przyszywać.
— Powiedziałam! Niechże Andzia siądzie, bo jak im się teraz różne haftki i kokardki zaczną obrywać, to jeszcze przeczekamy z godzinkę...
Wbrew przewidywaniom pani Petronelli, panny ukazały się niebawem. Blade ich twarzyczki kryły się pod skrzydłami szerokich kapeluszy, w zgrabnie skrojonych sukniach wyglądały wcale dobrze.
Z wesołą rozmową i śmiechem puściły się naprzód! pani Petronella poważnie kroczyła za niemi.
Na ulicach było gwarnie, tłumno. Wszędzie pełno ludzi, przecisnąć się trudno. Prawdziwe dzieci Warszawy, szczególniej ze starych jej dzielnic, przyzwyczajone do chodników wązkich i uliczek ciasnych, lubią tłum. Szczupła panienka przeciska się przez zwarte szeregi ludzi, wchodzi śmiało w gromadę tam, gdzieby barczysty i krzepki wieśniak się nie odważył. Na wielkich nabożeństwach w katedrze, gdzie zdaje się na wetknięcie szpilki miejsca nie ma, przeciśnie się do samego ołtarza; na procesyi Bożego Ciała zdobędzie najlepsze miejsce, na Powązkach w dzień Zaduszny, wśród wielotysiącznej gromady, przepłynie jakoś szczęśliwie przez wązką bramę cmentarną... i szczęśliwa, zadowolona, dumna jest ze swoich tryumfów, a powróciwszy do domu, opowiada z zapałem: