Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

gła, i może nie rozumiała nawet pojedynczych wyrazów — chwytała tylko dźwięki ich przyciszone, śmiałe, namiętne, upajała się niemi. Serce jej nigdy jeszcze nie uderzało tak gwałtownie, nigdy rumieniec żywszy nie wykwitał na jej twarzyczce młodziutkiej.
Wdzięczna była niejasnym latarniom za to, że w skąpem ich świetle łatwiej mogła pomieszanie swe ukryć, wdzięczna wietrzykowi nocnemu, który chłodził jej skronie rozpalone i żywemi falami krwi młodej tętniące... A towarzysz jej głos coraz bardziej zniżając, szeptał jej prawie do samego ucha, kommunały o duszach pokrewnych, o sztuce, o miłości, o życiu pełnam wrażeń i zachwytów, o zentuzyazmowanych tłumach, ścielących kwiaty pod stopy wybranych swych ulubieńców... Nareszcie głośniej już nieco, niby zwracając nagle na inny przedmiot rozmowę, zapytał:
— Czyby też pani mogła polubić artystyczne życie?
— Dla czego się pan o to pyta?
— Bo przeczuwam w pani wielki talent, bo jajakiś głos wewnętrzny mówi mi, że pani zostaniesz gwiazdą pierwszego rzędu, że elektryzować będziesz massy... czarować je wejrzeniem i głosem.
Nim Andzia na odpowiedź się zdobyła, stanęli u bramy.
Pani Petronela kościstą dłonią ujęła rączkę od dzwonka i szarpnęła nią kilka razy niecierpliwie.
— Ach ten sumogrado Józef! rzekła, pewnie się strąbił i każe nam wyczekiwać pod bramą.
Po kilku minutach klucz ciężki zgrzytnął w zam-