Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

pierwszy, ale gdy ta córka w tobie opiekuna znajdzie, wtenczas ostro wystąpię... i powiem: Milczałem dotąd, dopóki był cień racyi, dopóki miała pani pozór wymówki, ale teraz dla kogo będziesz pani w domu samotnie siedziała? Dla burego kota? dla stróża Józefa? czy dla lokatorów? Już ja jej powiem, a wiesz, że w potrzebie umiem być wymownym, i że potrafię składną oracyjkę palnąć.
Tak rozprawiali wujaszek z siostrzeńcem, obaj nadzieją szczęścia podnieceni.
Faramuziński rozhulał się na dobre.
— Pij Franusiu kochany — mówił — pij, jedz co się zmieści, używajmy świata kiedy nam dobrze.
— Jeszcze niedobrze, wujaszku.
— Jeszcze niedobrze! Patrzcie jaki gorączka! To ja, twój wuj, obywatel, człowiek znany, mogę czekać na to, żeby mi dobrze było, trzydzieści lat blizko i nic nie mówię, a ty, smyku jeden, głupich kilku miesięcy nie wytrzymasz! Ani mi się waż odzywać w ten sposób. Dobrze nam jest, i koniec! Hej garson, wina, a dobrego, niech wiem za co płacę.
— Na co wina wujaszku? dość już mamy.
— Niedość, do kroćset! — krzyknął stary uderzając w stół pięścią. — Wypijemy za zdrowie Andzi, za zdrowie pani Michaliny, i — oby nam się dobrze działo na świecie...
Gdy wracali do domu, siostrzeniec mocno podnieconego wujaszka trzymał pod ramię. Faramuziński wymachiwał rękami, co chwila zatrzymywał się,