— Burza będzie, wiatr okrutny, ale pani dziś zaspała, dodał, dzień już jak wół.
— Trochę zabawiłam się wczoraj.
— To bajki, aby w godnej kompanii...
— Cóż to Józef sobie myśli, w jakiejżeby znów? Byłam wczoraj blizko do dwunastej obok, wiecie, u tej pani, co magle trzyma wiedeńskie, kilka osób miała na kolacyi — no i tak jakoś to się niespodzianie zrobiło... doprawdy, że sama nie wiem, jak i kiedy.
— A co się zrobiło?
— Niby to sekret jeszcze, ale tak, czy tak, w niedzielę będzie pierwsza zapowiedź, a nim zapowiedź wyjdzie, to jeszcze wpierw maglarka po całej Warszawie roztrąbi — bo wiecie, jaka to gęba...
— A jużci, wiem, wiem, czegoby ona nie rozgadała, każdą rzecz ogłosi jeszcze lepiej, niż Kuryer — no, więc takiem prawem pani za mąż wychodzi.
— Kto wam to powiedział? zkąd wiecie?
— Dyć wspominała pani, że jako ma być pierwsza zapowiedź w niedzielę, tedy miarkowałem, że do inszego interesu na cóżby zapowiedzi?
— Więc tak, przyznaję się wam, mój Józefie, wychodzę; wiem, że wy jesteście dobry człowiek i nie roztrząsiecie tego zaraz po całej Warszawie. Co będzie, to będzie, zaryzykowałam, albo wygram, albo przegram, ale przynajmniej nie będę sama więdła w tym sklepiku. Jak wam się zdaje na wasz rozum, dobrzem zrobiła, czy źle?
— Pewnie, że dobrze — to jużci zawżdy kobiecie jest przy chłopie podobniej i foremniej, niźli samej.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/99
Ta strona została skorygowana.