— Istotnie, to jest wyraz znaczący.
— Zwłaszcza, gdy wychodzi z ust człowieka, który w departamencie jest jak u siebie w domu.
— Czy być może?
— Ależ tak... stosunki ogromne, wpływy, znajomości! słowem co tylko zechce, może zrobić.
— Powierzchowność nie bardzo ujmująca.
— Powierzchowność! jest też o czem mówić! Ma on coś lepszego niż dziesięć najpiękniejszych powierzchowności, bo przedewszystkiem wysokie stanowisko, wpływ, znaczenie, a oprócz tego spory majątek. Dobra ziemskie w płockiem, udziały w kilku cukrowniach, a podobno i gotówka jest.
Pani radczyni zamyśliła się.
— Ciekawa jestem — rzekła, — jakie wrażenie zrobił na Stasi. Dziś jeszcze zapytam jej o to.
— Nie trzeba, niech mama tego nie robi!
— Dlaczego?
— Lepiej powoli. On tu nocuje, naturalnie, niewywczasowany, spać będzie długo, przed obiadem nie puścimy go ztąd.
— Wielki z ciebie dyplomata, mój Adolfie.
— Nie, lecz mam zwyczaj iść do celu powoli i konsekwentnie. Zrazilibyśmy Stasię do niego odrazu, wspominając o naszych zamiarach; lepiej czasowi rzecz tę pozostawić. On zrobi swoje, zwłaszcza teraz, gdy usunęliśmy ją z pod wpływu pana Czesława.
— Powiedz mi Adolfie, co ty cierpisz do tego chłopca?
— Nie lubię entuzyastów, nie lubię tych, co za-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.