— Już pan mecenas wie?
— Czekaj, czekaj, powoli, do porządku. Powiedziałem, że się dowiem, a że mam zagranicą znajomości i stosunki z prawnikami, przeto napisałem do jednego z nich z prośbą, żeby dobrze tę rzecz zbadał i doniósł mi; właśnie oto wczoraj...
— Nadeszła odpowiedź? — zapytał z pewnym niepokojem Czesław.
— Wczoraj przyniesiono mi z poczty list i natychmiast cię w skutek tego listu wezwałem. Napij no się jeszcze kieliszek wina.
— Kiedy, panie mecenasie, nie mogę, doprawdy nie mogę.
— Napij się, bo przy takich interesach spadkowych bywają rozmaite emocye. Czasem wielka radość, a częściej zawiedziona nadzieja; częściej nawet zawód aniżeli radość.
— Więc zawód, panie mecenasie?
— Nie.
— A zatem wielka radość?
— I to także nie.
— No, to już sam nie wiem czego się spodziewać?
Na wygolonej, gładkiej twarzy starego mecenasa, pojawił się uśmiech przelotny.
— Nie wiesz czego się masz spodziewać? — rzekł — no jużcić to prawda że nie wiesz, ale naturalnie nie pogardziłbyś milionami?
— Kto wie?
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.