— Wogóle nie przywiązuję wielkiej uwagi do informacyj pana Czesława, zawsze lubił on występować w roli puszczyka.
— Nie wierzysz mój Adolfie, ty naprawdę nie wierzysz. O! powiedz mi to raz jeszcze.
— Naturalnie że nie wierzę i przyznam się mamie, że nie potrzeba było robić takiego alarmu i przeszkadzać mi wytchnąć trochę po pracy. Wybaczy mama, że się położę znowu.
— Więc ty nie wierzysz, nie wierzysz?!
— Z całym spokojem usnę.
— O! życie mi wracasz, mój drogi. Ta wiadomość ugodziła we mnie jak piorun, sądziłam że...
— A widzi mama jak to niedobrze czytać cudze listy.
— Przecież to list od syna! Ah! jak to dobrze że ty nie wierzysz. Masz zasadę nie wierzyć. Ty się lepiej znasz na takich rzeczach, aniżeli Czesław, studencik.
— Spodziewam się.
— Tak... połóż się... odpocznij. Przebacz żem ci sen przerwała, ale to było straszne, przerażające. I Czesław pisze o tem z taką obojętnością. No, połóż się nareszcie mój Adolfie, ja wyjdę....
— Bardzo dobrze. Położę się i usnę jak kamień... gdyż bardzo potrzebuję snu.
Pani radczyni wyszła.
Inżynier skłamał. Nie położył się wcale i nie usnął i nie mógłby usnąć choćby chciał, bo list Cze-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.