i pokrewieństwach Lubiczów, a potem nieznacznie zwrócił uwagę na spadek. Opowiedział radczyni całą niemal biografię owego kuzyna, dzieje jego tułaczki, dorabiania się, wreszcie historyę z owemi wekslami a tak ją umiał zaciekawić i zająć, że słuchała z największą uwagą.
— Zapewne — rzekł, kończąc swoje opowiadanie, — byłoby lepiej, gdyby się wam wszystko dostało, ale trzeba wiedzieć, że i ta resztka nie jest do pogardzenia. Da ona pani spokojny kawałek chleba, aż do najdłuższych dni życia, jeżeli naturalnie ulokowaną zostanie w sposób zapewniający wszelkie bezpieczeństwo.
Radczyni podziękowała staremu przyjacielowi za wiadomość, zapraszała żeby częściej przychodził, żeby pamiętał o niej i żeby lokacyę dla kapitaliku obmyślił.
Od tego czasu zyskała trochę na humorze, ale zdrowie nie dopisywało jej ciągle.
Właściwie nie była to choroba, ale upadek sił, które jednak troskliwa opieka podtrzymywała.
Pan inżynier doprowadził swój zamiar do skutku i żądaną posadę otrzymał. Wyprowadził się bardzo daleko w głąb Rossyi i mając trochę uzbieranych pieniędzy, puścił się na drobne entrepryzy i spekulacye, w nadziei, że dorobi się milionów.
Bez milionów nie wyobrażał już sobie życia i postanowił dojść do nich, bądź co badź.
Kto wie? może i dojdzie, gdyż takie postanowienia silne bywają niekiedy uwieńczane upragnionym skutkiem.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.