Ten dobry był dobry z całą swoją familią!
Pani burmistrzowa była dobra, panna burmistrzówna jeszcze lepsza, a krewny pani burmistrzowej, co do magistratu za pisarza nastał, był najlepszy.
Sam cymes! oby wrogom naszym codzień się taka dobroć trafiała!
Mendel miał u burmistrza wielkie zachowanie; mógł w mieście robić co sam tylko chciał, potrafił siadać w kancelaryi na krześle, trzymając w gębie cygaro, potrafił... czego on nie potrafił!
Mendlowa miała łaskę u pani burmistrzowej, a Małka u całej familii pana burmistrza...
Sama prezydentowa — tak ją dla wielkiego honoru nazywali — mówiła, że równie ładnych oczu, jak Małka ma, nigdy jeszcze w swojem życiu nie widziała... Dlaczego tak mówiła? — ja nie wiem, oko jest oko, takie czy owakie, wszystko jedno przecież.
Raz burmistrzowa zaczęła głaskać Małkę po twarzy i powiedziała takie słowa:
— Kochana Małciu, ciebie szkoda, ty taka śliczna jesteś!
Małka bezczelnica (jak to znać, że jej matka na paznokieć stąpiła) śmieje się i pyta:
— Nu — a co ja mam zrobić, żeby mnie nie było szkoda?
— Przychodź do nas — powiada dobra burmistrzowa — nauczysz się czytać, pisać, a co będzie dalej, zobaczymy.
Zaczęła Małka chodzić, zaczęła się uczyć... Z początku na krótko, potem coraz na dłużej, zaczęła mę-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.