piec, finansista, fabrykant chudych serów i znawca hebrajszczyzny. Owóż tedy żyto, tatarka, krowy i inteligencya Mendla kombinowały się w ten sposób, że pan Adam, właściciel piasczystej ojcowizny, miał kawałek, a nawet kawał chleba, któryby zwyczajnemu śmiertelnikowi najzupełniej wystarczał; ale pan Adam do zwyczajnych nie należał. Nie lubił ciszy wiejskiej, nie miał zamiłowania do uprawy tatarki, ciasno mu było i duszno we własnym domu, pragnął koniecznie szerszych horyzontów. Nie żenił się, pomimo że już za trzydziestkę przeszedł, pomimo że w okolicy była panienka, która mu się podobała, pomimo, że ciotki i kuzynki dokładały wszelkich starań, aby to małżeństwo skojarzyć.
Uparł się i nie chciał...
Ożenić się, myślał sobie, to związać się ze wsią na całe życie, nie ruszyć się z Wydmy aż do śmierci, ciągle tylko orać, siać, zbierać i znów orać, bez żadnego urozmaicenia, jednakowo... Jeszcze żeby panna, z którą mnie swatają, była bogata, to możnaby coś przedsięwziąć, ale oprócz pięknych oczu ma niewiele... a cóż oczy!
Nie pomogła wymowa ciotek.
Pan Adam pewnego dnia w świat się puścił, w ten świat nieznany a ponętny, w świat miejski... do Warszawy, która zdaleka wydaje się taka duża, bogata, szczodra, rozdająca fortuny i posady... Gdzież robić majątek, gdzie szukać złotych jabłek, jeżeli nie w takiem dużem mieście... Człowiek, co prawda, wszędzie musi pracować, ale skoro ta konieczność jest po-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.