Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

mu Mendla wielka radość. Mendel z Mendlową radzili, jak wyprawić wesele.
Tymczasem głupia Małka, jak jej powiedzieli o tem szczęściu i honorze, narobiła wielkiego krzyku i powiedziała, że ona wcale nie potrzebuje za męża takiego brudnego, ślepego i krzywego żydziaka!
Wiadomo, że droga z Kurzychłapek do Warszawy kończy się w Warszawie, ale niech kto powie, gdzie się kończy droga bezczelności i głupoty?
Mendel uważając, że Małki dobrem słowem nie przekona, wziął kawałek twardego kija (oby mu się obie ręce ozłociły) i zaczął tłómaczyć córce, co to znaczy brudny, ślepy i krzywy żydziak! Co prawda, był to najrozumniejszy postępek, jaki Mendel, oprócz rozmaitych spraw handlowych, w których miał doświadczenie i biegłość — w swojem życiu uczynił.
Chociaż Małka była bardzo harda i potrafiła rozpuścić gębę w straszny sposób, zobaczywszy jednak kij w ręku ojca, ucichła. Widocznie zły duch podszepnął jej, żeby udała pokorę.
Mendel widząc że córka cicho siedzi, postawił kij w kącie i poszedł prosić gości na zaręczyny. Niedługo sprowadzili też i Fajbusia, o którym można było powiedzieć, że był podobny sarnie, albo młodemu jelonkowi na górach ziół wonnych, w ojcowskiej szabasowej kapocie, co się za nim z powodu długości swojej wlokła i w aksamitnej czapce, która mu spadała na oczy.
Goście, chociaż ich serca pożerała zazdrość, udawali, że się cieszą i winszowali Mendlowi szczęścia,