kać. Warszawskie sklepowe umieją okłamać, zwłaszcza jak widzą, że mają do czynienia z mężczyzną i to z takim, który na niczem się nie zna.
„Włóczkę dobierz podług załączonych próbek, co są w niebieskim papierku, a prócz tego kup zielonej (wielka szkoda, że nie mam próbki); otóż ta zielona ma być nie jasna i nie ciemna, coś pośredniego między dębowym liściem a sałatą.
„O oliwie nie zapomnij. Kup wazę, tylko dużą, talerzy ze dwa tuziny, szlanek, biletów wizytowych, pieprzu, angielskiego ziela, kopert z cyframi i dobrzeby było, żebyś przywiózł ze sześć garncy octu, ponieważ tutejszy żydowski jest fatalny. I nafta u nas dużo droższa, niż w Warszawie, ale nie wiem, czy będziesz miał tyle funduszów.
„Woalka dla Zosi ma być biała i nie szeroka, tak aby tylko oczy i nosek zakryła i nie w kropki, broń Boże nie w kropki! bo w kropkach Zosi wcale nie jest do twarzy. Parasolka najlepsza czarna, ale jeżeli teraz noszą inne, to kup taką, jakie noszą... etc. etc.“
Odczytawszy to wszystko, pan Ignacy długo usnąć nie mógł, tylko rozmyślał i rozmyślał jak wybrnąć z tego labiryntu — ale że szlachcic ma twardą naturę i z gorszych jeszcze taratapów umie się wydobywać, więc wziął na odwagę i nazajutrz od samego rana puścił się na wędrówkę za Żelazną Bramę, na Żabią, Graniczną... Targował się do upadłego, ujadał z żydówkami ząb za ząb, odsyłał do hotelu paczki i tłomoczki, aż wreszcie załatwił wszystko co do joty i cieszył się tem błogiem przekonaniem, że zasłużył
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/267
Ta strona została uwierzytelniona.