mu zdrowiu zaszkodzić. Spodziewam się, że miałeś przynajmniej tyle przezorności, że jadąc trzecią klasą wsiadłeś do wagonu dla niepalących.
— Niestety, zgadłaś, moja duszko.
— Dlaczego niestety?
— Bo do wagonu napchało się ze trzydziestu niepalących żydów, którzy nie mogąc spać z powodu ciasnoty, wrzeszczeli w najokropniejszy sposób, tak, że literalnie przez calutką noc nie zmrużyłem oka.
— Dziś to sobie powetujesz.
— Ech! moja duszko, teraz to już nic; wetowałem sobie na wozie. Od kolei siedm mil opętanych, droga ciężka, koniska szły powoli, więc też kiwałem się jak żyd nad talmudem i spałem.
— Wiesz co, jabym nie mogła spać wracając do domu. Byłabym niespokojna co się dzieje z dziećmi? daję ci słowo — nie usnęłabym!
— To niby przymówka...
— Ale cóż znowu? Ja tylko powiadam, że ja nie mogłabym spać. Zupełnie co innego jest kobieta, a co innego wy, mężczyźni. My żyjemy więcej sercem, wy...
— Petronelciu, duszko? cóż-bo znowu... Sprawunki wszystkie załatwiłem co do joty, jak Pana Boga kocham, szpileczki najmniejszej nie zapomniałem. Kupiłem ci wszystko, wszystko coś tylko kazała.
— O to mniejsza; przedewszystkiem o twoje zdrowie idzie — w tym celu głównie jeździłeś, żeby zdrowie ratować.
— Byłem, byłem i u doktora, dalibóg byłem, je-
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.