Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.



Stary zegar wieżowy wydzwonił dziesiątą, a jeszcze nie przebrzmiały ostatnie drgnienia jego dźwięku, gdy chrapliwy głos trąby oznajmił prawowiernym obywatelom miasta, iż nadszedł czas udania się na spoczynek.
Sklepy były już pozamykane, na ulicach pusto, tylko światło z okien klubu i restauracyj, oraz czerwonawe płomienie latarni naftowych świadczyły, że jeszcze nie wszyscy mieszkańcy starożytnego grodu spać poszli.
W mieszkaniu państwa Inocentych było tego wieczora bardzo smutno. Styczniowy wicher wstrząsał oknami, oblepiał je mokrym śniegiem i w piecach jęczał złowrogo.
W saloniku i w stołowym pokoju, w którym niedawno dopiero po herbacie uprzątnięto, było już ciemno. Świeciło się tylko w sypialni i w małym pokoiku przy kuchni, zajmowanym przez Zuzię, niemłodą już pannę, daleką kuzynkę pani domu.
Państwo Inocentowie zabierali się do spoczynku. On korpulentny, otyły jegomość, w szlafroku, w czapeczce wyszywanej paciorkami, siedział w fotelu i do-