— Со?! Może i ty nie umiesz tańczyć? Nie wierzę temu.
— Umiem, proszę wujaszka, ale nie jestem stosownie ubrana.
— Głupstwo!
— Zęby mnie bolą...
— Przecież zębami tańczyć nie będziesz, owszem ruch może ci nawet ulgę przynieść. No, proszę cię, nie marudź, chodź. A ty, Róziu, zagraj nam jakiego ładnego walczyka.
Fortepian znowu jęknął pod kościstemi paluszkami ciotki, a wuj Inocenty, objąwszy Zuzię, wywijał nią jak piórkiem.
Po Zuzi znowu przyszła kolej na ciotkę, potem debiutował Florek z Zuzią, Florek z ciotką, wuj z ciotką, wuj z Zuzią, ale pomimo wszelkich usiłowań, uczeń pojętności nie okazywał.
On śmiał się tylko, zapomniał o zaproszeniu do Marzyńskich, o Sabci modrookiej, porwała go ogólna wesołość, która udzieliła się nawet Zuzi, tak dalece, że stara panna wybiegła do swego pokoju, poprawiła włosy przed lusterkiem i zdjęła chustkę, którą miała zęby podwiązane.
Zegar wydzwonił północ, chrapliwe dźwięki trąby odezwały się z wieży.
Ciotka chwyciła się za głowę...
— Bójcie się Boga, już północ!
— Prawda, dwunasta...
— Wszystkiemu Florek winien — rzekła ciotka. Powyciągał nas prawie z łóżek i kazał tańczyć.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.