Z wielką chęcią ubrała się, zarzuciła na twarz zasłonę i przy graniu muzykantów poszła przed bożnicę, pod baldachim, gdzie miał być ślub.
Myśleli, że w ostatniej chwili zrobi jakiego figla, tymczasem nic nie zrobiła, stała przy ślubie spokojnie, wzięła od Fajbusia pierścionek i została jego żoną, tak jak wszystkie żydówki zostają żonami swych mężów...
Wszyscy wołali: „dobrego szczęścia!“ „dobrego szczęścia!“ jedna tylko Chana Gołda krzyknęła wielkim głosem: „Waj mir!“ i uczuła nagłą słabość w sercu.
Wesele z paradą, z muzykantami, przeszło do domu Mendla, a biedna Chana Gołda, której z wielkiej żałości popsuła się cała żółć, jęczała na łóżku i musieli sprowadzić do niej felczera. Na ośmnaście sążni od domu Mendla czuć było zapachy różnego jedzenia i to jedzenia, jakiego nie jeden biedak w całem swojem życiu nie wąchał i nie powącha. Muzykanci grali, młode żydówki tańczyły — a poważni obywatele popijali rodzenkowe wino i grali w karty, w „draj małkes“. Pod oknami cisnął się biedny naród, który chciał też być na weselu i użyć dobrego smaku, patrząc przez szyby, jak bogaci jedzą różne doskonałe potrawy.
Choć ludzie, jako zawsze zazdrośni, patrzyli na to śliczne wesele z zawiścią, jednak musieli przyznać, że Fajbuś nie zrobił złego interesu, dostawszy takiego teścia jak Mendel.
Tymczasem, jak należy według starego i nabożnego obyczaju, zaproszono państwa młodych, żeby poszli obejrzeć swój pokój.
Ledwie oni tam weszli i ledwie drzwi się za niemi
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.