Klucz zgrzytnął nieprzyjemnie w zamku, młody człowiek otworzył szufladę.
Było w niej pełno papierów, rozmaitych świstków, notatek. W drugiej, trzeciej, czwartej to samo. Listy, papiery zapisane mnóstwem cyfr, rachunki od kupców, recepty, powinszowania od dzieci z przed lat wielu, cenzurki szkolne, akta urzędowe...
W ostatniej dopiero szufladzie znalazł się pugilares skórzany i kilka sztuk dawnych monet, numizmatów.
Czesław pozamykał szuflady i rzekł do siosty:
— Stasiu, zdaje się, że znaleźliśmy co potrzeba. Nie otwieram tego pugilaresu, nie patrzę co w nim jest, odniesiemy go matce! Patrz, że pozamykałem szuflady, że wszystko nietknięte zostało. Patrz Stasiu...
— Dla czego każesz mi patrzyć? czy jakich posądzeń się lękasz? Któżby śmiał?...
— Albo ja wiem, moja droga, coś mi szepcze, że ta ostrożność jest konieczna.
— Między rodzeństwem! cóż ty mówisz?!
— Nie wiem, nie wiem, moja droga — rzekł obejmując ją i całując w czoło — moja ty biedna sieroto.
Dziewczyna wybuchnęła głośnym płaczem.
— Chodźmy do mamy, Stasiu — odezwał się znowu — otrzej oczy... panuj nad sobą.
Zamknął gabinet i powrócili do matki.
— Oto cośmy znaleźli ze Stasią — rzekł podając pugilares matce.
— Zobacz co tam jest?
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.