W apartamencie zajmowanym niegdyś przez pana radcę Lubicza uwijali się rzemieślnicy. Malowali sufity, okna, naklejali nowe obicia, gdyż lokal ten wynajął jakiś kapitalista semickiego pochodzenia, lubiący się otaczać zbytkiem i jaskrawym przepychem.
Pani Lubiczowa z Czesławem i Stasią, wyprowadziła się od kwartału i zajęła bardzo skromne mieszkanko na Ogrodowej.
Były tam tylko dwa maleńkie pokoiki i kuchenka, umeblowano je resztkami dawniejszych ruchomości, które w trzech czwartych częściach, w drodze dobrowolnych układów, zabrał za bardzo małe pieniądze pan Fichtencwajg i jego szwagier Rosenwajn.
Pan Fichtencwajg rozczulił się nawet przy tranzakcyi i proponował Stasi, żeby jako osoba muzykalna, dawała jego córce lekcye na fortepianie, po czterdzieści groszy za godzinę.
Pani radczyni na tę propozycyę zrobiła wielkie oczy, ale Stasia odrzekła bardzo uprzejmie, że się namyśli i po jakimś czasie da odpowiedź.