Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— No tak, tak... ale zapewniam panią, że to jest plotka szkaradna.
— Mówią, że niema dymu bez ognia.
— Przysłowia nie zawsze mieszczą w sobie mądrość.
— Ostatecznie — rzekła radczyni — cóżby było w tem złego? Klocia jest zachwycająca panienka i każdemu może się podobać. Co do mnie nie miałabym nic przeciwko temu.
— Pani?
— Tak jest, ja.
— A Stasia?
— Sądzę, że już zapomniała o tym projekcie...
— Więc to zerwane naprawdę...
— Naturalnie... od dość dawna nawet.
— Niepodobieństwo!
— Zapewniam panią.
— Jakiż powód? na miłość Boską, jakiż powód? Przecież o ile wiem Stasia była nim bardzo zajęta, a ze względów praktycznych, odrzuciwszy już kwestyę wzajemnych sympatyj, p. Kazimierz... to była partya, proszę pani.
— Jak dla kogo — rzekła radczyni, siląc się na spokój.
Przyjaciółka spuściła oczy i laseczką od parasolika zaczęła kreślić kółka i figury na piasku... Przez chwilę trwało milczenie.
Przerwała je pierwsza radczyni:
— Moja droga pani, rzekła, jak powiedziałam, stosunek nasz z panem Kazimierzem zerwany; jakie były